Były eksperymenty, ale..

   Kiedy wprowadziliśmy się do mieszkania, uznałam, że urządzimy je w przedwojennym stylu. Taka była pierwsza myśl i pomysł wydawał się oczywistą oczywistością. 

Wstawiliśmy tu antyki z poprzedniego domu, wyeksponowałam starą porcelanę. Postanowiłam wykorzystać tapety, które dawniej zakupiłam do poprzedniego mieszkania, a których nie wykorzystałam. To nasze pierwsze mieszkanie, które miało już innych właścicieli. Poprzednie kupowaliśmy w stanie deweloperskim. Stąd potrzeba oswojenia nowych kątów. Chciałam, by było tu widać nas, by było przytulnie i domowo. Ale nie było łatwo. Mieszkanie jest trzy razy większe od poprzedniego i zrobić z niego przytulne miejsce do życia okazało się prawdziwym wyzwaniem ;) 

Do salonu wstawiliśmy myśliwski pomocnik. Przywieźliśmy też stary kredens.




Przenieśliśmy też tutaj kominek i lustro. Komódkę pod telewizor przywieźliśmy z targowiska staroci. 
Problem miałam z dekoracją okien. Mieszkanie jest wysokie, więc żadne z moich zasłon nie pasowały. Do jednego kompletu dokupiłam materiału i doszyłam dół..

Ściany w salonie miały piękny kolor - bardzo jasny popiel w cudownym, zimnym odcieniu. Nie zmieniałam go początkowo.






 
I niby wszystko ładne, ale... jakoś mi ciągle nie leżało. Meble w tym wielkim salonie wydawały się maleńkie, jakby niedopasowane. Wszystko się tu gubiło. Nawet kredens. 
W dodatku denerwował mnie ten kącik przy drzwiach wejściowych - nijak nie umiałam go zaaranżować. Powiesiłam obrazy, źle. Zdjęłam - też źle. Za każdym razem, gdy na ten kąt patrzyłam, grymasiłam niczym dziecko..





Najlepszy okazał się jednak hol. Hol miał krzywą podłogę. W poprzek różnica wynosi aż koło dziesięciu centymetrów. Wzdłuż jest trochę mniejsza, ale też dało się po niej zjechać na deskorolce ;))

Pierwszym planem remontowym było sprawdzenie, czy pod tynkami jest cegła i czy jest czerwona. Jakaż była radość, gdy wydziubałam dziurę w ścianie i ją znalazłam..!! (Pan domu widząc co zrobiłam po powrocie z pracy skomentował to tylko westchnieniem i słowami: "Musiałaś.." ;)) ).No musiałam.
Decyzja zapadła szybko: skuwamy łuk nad przejściami. Robiliśmy to we dwójkę. Poszło dość sprawnie, a naszym oczom ukazała się cudowna, stara cegła. Gdy już wykuliśmy łuki, pomyślałam, że byłoby fajnie skuć jeszcze coś po środku. Wyrysowałam kolejny łuk i zabraliśmy się do pracy. 
Roboty było baaaardzo dużo. Szczególnie czyszczenie cegły nie należało do najprzyjemniejszych czynności. Ale było warto. Od dawna uwielbiamy starą cegłę, tym bardziej cieszy nas, że tu mamy oryginalną.

Po odsłonięciu cegły wpadłam w szał ocieplania holu. Powiesiłam stare, ciężkie zasłony, ustawiłam kilka mebli, by się z nimi "opatrzeć" i zadecydować, jakie mają stanąć pod ceglaną ścianą.






Zrobiłam lamperię z tapet. No i wyszedł klops. Okazało się, że ściany są tak krzywe (takie musiały być oryginalnie), że niczego nie mogłam spasować. Przyszedł kryzys - przestało mi się to wszystko podobać i musiałam na jakiś czas odłożyć aranżowanie. Zabrakło mi pomysłów. Poza tym gdziekolwiek nie spojrzałam, miałam wrażenie - co mnie bardzo dziwiło - że stare meble tu nie pasują.



   Kuchnię od razu pomalowałam na biało. Kupując mieszkanie wiedziałam, że będzie miała charakter starokamieniczny i że będą tu białe ściany i drzwi. Wstawiliśmy sprzęt, kupiliśmy ikełowkie szafki ;) Nie myślałam o zabudowie, bo nie wiedziałam jeszcze, czy chcę ją robić, a jeśli tak, to w jakim układzie. Uznałam, że wstawimy meble, by móc mieszkać, a pomysły przyjdą z czasem.
Na podłodze było położone gumoleum. Z racji, że musieliśmy się przeprowadzić jak najszybciej, odłożyliśmy większy remont i kupiliśmy na podłogę nową wykładzinę pcv, grubą i solidną. Daliśmy za nią prawie tysiąc złotych, ale była naprawdę warta ceny - bardzo ciepła i ładnie się prezentowała. Piszę w czasie przeszłym, dlaczego - o tym w kolejnych postach ;)
Tymczasem pokazuję pstryk ze świeżo oswojonej kuchni..





  Wszystko wyglądało średniawo, ale urządzaliśmy się w pośpiechu. Nawet blaty montowaliśmy w nocy, żeby mieć wodę na święta wielkanocne. Szybko okazało się, że mamy tu naprawdę fajnych sąsiadów. Po wycinaniu dziury w blacie mniej więcej o godzinie 1:00 w nocy (nadmienię, że sąsiadów pod nami, ani obok nie było) napisałam kartę z przeprosinami i wystawiłam na klatce schodowej. Napisałam, że musieliśmy to zrobić, żeby nie zostać w święta bez bieżącej wody niczym Flinstonowie. Jeden z sąsiadów dopisał pod spodem, że nie było tak źle. Podpisał się: "Sąsiad stary. Ale nie aż tak" ;)))))) Od razu polubiłam :))


Na wprost widać drzwi do spiżarni. Drzwi do wymiany, bo nieszczelne. Okno w spiżarni też. Po lewej widać kawałek drewnianych drzwi - te prowadzą do pomieszczenia gospodarczego. 

Wkrótce się okaże, że będzie trzeba to wszystko zmieniać.... ;) 
CDN

Komentarze

Popularne posty